Get your dropdown menu: profilki

sobota, 21 marca 2015

[Ruda & Prince] Projekt "switch"

Dzisiaj, po przeczytaniu tego poradnika odnośnie switchowania, postanowiliśmy z Princem wprowadzić w życie Projekt Switch.
Będzie to polegało na tym, że w ciągu jednego miesiąca spróbujemy osiągnąć taką biegłość w zamienianiu się miejscami, by Ruda mogła w tym czasie przebywać normalnie w WL.
Wiemy już, że nie będzie to proste, dlatego aby zmusić się do systematyczności, zamierzamy pobrać, wydrukować i opisać kalendarz na cały miesiąc z zaznaczonymi ćwiczeniami, długością i datami. Kiedy już to zrobimy, podzielimy się z wami zdjęciem.
Po prawdzie, nie mogę się doczekać choć w większości to ćwiczenie dla niej, nie dla mnie - to ona tutaj odwali lwią część roboty.
Będziemy też zamieszczać skrót postępów po każdej sesji, także jeśli chcecie być na bieżąco, wystarczy kliknąć tag Pojekt Switch pod tym postem :)

piątek, 20 marca 2015

[Prince] Nieznośna lekkość bytu

We wszechświecie wszystko ma swoją masę. Jedne rzeczy ogromną (masa Ziemi to 597 360 000 000 000 000 000 000 kg) zaś inne bardzo małą ( atom węgla waży 000 000 000 000 000 000 000 199 g). Faktem jest jednak, że wszystko czy to żywe czy martwe ma swoją masę. Czasem więc bardzo przygnębiająca jest myśl, że ja różnię się od tych wszystkich rzeczy i istot. Jakbym był jedyny w swoim rodzaju w całym wszechświecie. Albo jakbym nie istniał. Martwi mnie to, ale staram się nie zwracać uwagi na moją nieznośną lekkość bytu.

wtorek, 17 marca 2015

[Ruda i Prince] Dlaczego Pryzmat

Dzisiaj chcieliśmy wspólnie poruszyć pewien temat, który może zaintrygować naszych potencjalnych czytelników. A mianowicie "Dlaczego Pryzmat?"
Na nazwę wpadliśmy wspólnie, szukając czegoś oddającego naszą naturę - to, że choć z zewnątrz jesteśmy jedną osobą, to wewnętrznie bardzo się różnimy. Na początku była nazwa "Niruyang", która miała być skrótem od naszych imion - Nidarash (przydomek Wilczycy), Ruda/Ruby (wersja polsko i angielsko języczna) i Yang (końcowy człon mojego pełnego imienia - Princeth Dia Yang). Uznaliśmy jednak, że jest mało... Konkretna. Słowo które nie istnieje w umyśle odbiorcy nie tworzy żadnych skojarzeń, żadnych połączeń myślowych a to znaczy, że nie wzbudza emocji. Poza tym czuliśmy, że jest sztuczne - wymyślone na siłę, nie oddawało nas tak naprawdę.
Potem wpadliśmy na angielskim forum na nick "Monokrom" i o ile nazwa była dla nas niepasująca o tyle spodobało nam się brzmienie - wystarczająco enigmatyczne, ładne i nietuzinkowe ale też słowo figurujące w słowniku, mające charakter i dobrze oddające tamtą osobę. Szukaliśmy więc dalej. Wpadliśmy na "kalejdoskop" i bardzo nam się spodobało brzmienie, no i kalejdoskop to takie małe urządzonko w którym zawiera się niemal nieskończona liczba kolorowych wzorków i układów - niby jeden a tak wiele wariantów. Jednak to nadal nie było to. Głównie dlatego, że kalejdoskop wydał mi się raz że pretensjonalny a dwa że nie oddawał tej pozornej naszej jedności - tego że z zewnątrz jesteśmy jednym. I wtedy Ruda przypomniała sobie lekcję matematyki z podstawówki, kiedy to spędziła dużą jej część na wpatrywaniu się w stojący przed nią na ławce pryzmat, który na powierzchnię drewna rzucał tęczowe widmo. Z różnych "ciekawostek" fizycznych, ta spodobała jej się najbardziej - niby prosty kawałek szkła, przez który możesz wszystko zobaczyć na wylot, a jednak ma tam gdzieś w sobie wszystkie kolory widzialnego widma. Całą tęczę.
No i to trochę tak jak nasze ciało - nasza powłoka, pod którą ukrywamy się na co dzień - ma w sobie tyle różnorodności w środku, posiada tak interesujące wnętrze, że zasługuje ono na upamiętnienie.


I właśnie dlatego Pryzmat.

Jeśli was to zainteresuje, Johnatan i Jacky nie mieli zdania, zaś Wilczyca się zgodziła jako, że ona i tak nie uczestniczy w aktywnościach "na zewnątrz". 

poniedziałek, 16 marca 2015

Dieta, dieta i po

Od dwóch tygodni jesteśmy na diecie. Dzisiaj jednak musimy złamać przykazania w imię kaca po zerwaniu nocy.
Pączek z adwokatem na śniadanie zawsze dobry.
~ Ruda

niedziela, 15 marca 2015

[Jacky] Hello minna je suis ta jedyna

Taaa... No więc Alicja dzisiaj nie przespała nocy, stawiając na nogi tego bloga. Prince siedział podobno przy niej a rano poszedł spać, tak więc do mnie przyszła z prośbą o umilenie jej czasu. Byłam w trakcie porannej medytacji z Ayrą, ale stwierdziłam że w sumie czemu nie?
A jak już tu jestem to równie dobrze mogę się przedstawić - przynajmniej zajmie to czymś ciało, żeby nie zasnęło.
Na imię mam Jacky Alice Taylor-Black. Urodziłam się 18 sierpnia 1980 roku, co daje mi w zasadzie jakieś 35 lat w dniu dzisiejszym. Tyle że ja się zatrzymałam na 15. Jakkolwiek niedorzecznie by to nie zabrzmiało pochodzę z innego uniwersum, innej rzeczywistości. W moim świecie magia istnieje, a naucza się jej w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Mówcie sobie co chcecie. Ciul mnie to obchodzi. Wiem gdzie się urodziłam i dorastalam. Wiem że błonia wcale nie wyglądają tak jak w filmach i że Harry wcale nie jest takim bohaterem na jakiego go kreują książki.
Wychowałam się w sierocińcu, aż do 7 roku życia, kiedy to adoptowali mnie państwo Taylor. Moja przyrodnia siostra Samaya była ode mnie starsza o rok i od pierwszego dnia za mną nie przepadała. Może dlatego że rodzice wyraźnie więcej uwagi poświęcali mi - przybłędzie z ulicy - niż jej  - prawowitej dziedziczce rodu? Albo miało to coś wspólnego z faktem, ze brałam udział w wydarzeniach o których ona mogła potem tylko wysłuchać historii?
No, w każdym razie żyłam sobie spokojnie swoim normalnym życiem przez 4 lata. Kiedy skończyłam 11 lat po raz pierwszy przeniosłam się do ciała Alicji. To było dosyć dezorientujace przeżycie. W jednej chwili słuchać muzyki, leżąc na swoim łóżku a w drugiej jeść obiad z obcymi ludźmi.
Ciało ma swój własny, niezależny od nas, zbiór wiedzy kolektywnej i wspomnień, więc już po kilku minutach wiedziałam dokładnie gdzie jestem i co tu robię. Nie mogłam tylko znaleźć odpowiedzi na pytanie "dlaczego tu jestem?".
Żyłyśmy niezależnie od siebie - wiedziałyśmy o swoim istnieniu ale nie istniał żaden sposób byśmy się ze sobą zakomunikowały. Dla obu nas było to niekomfortowe przeżycie - dla niej z powodu zaburzenia poczucia czasu a dla mnie, bo musiałam udawać kogoś kim nie byłam. Tak funkcjonowałyśmy do 13 roku życia. Potem moje wizyty w naszym ciele stały się coraz rzadsze, zaczęłam wtedy cieszyć się życiem w moim świecie. Niestety z jakiegoś powodu Alicja "uśpiła" mnie kiedy miałam 16 lat.
Obudziła mnie niedawno, osobiście uważam że niepotrzebnie. Ale mnie się nikt o zdanie nie pytał.
Co lubię? Zwierzęta, spokój, walkę kijem o dwóch ostrzach, lato, latanie
Czego nie lubię? Czytania książek, nauki, napojów gazowanych, sprzątania w domu (no kto lubi? XD),

Obecnie zamieszkujemy z Ayrą gród, której król utrzymuje nas w zamian za ochronę. Mamy też swoją grotę w górach otaczających wioskę.
A ponieważ mam dość gadania o sobie, to Alicja zaraz zrobi kopiuj-wklej z tego na moją stronę.

[Ruda] Opowieści z Antykwariatu







Witam, z tej strony Ruda tak zwany Host, Tulpamancer lub Świadomość Bazowa. Jestem na pierwszy rzut oka normalną dziewczyną, ze swoimi marzeniami, problemami i swoim życiem. Od innych, na pozór tak podobnych dziewczyn, różnię się tylko tym, że w moim ciele żyje... Wiele osób. Mamy swój własny świat, który fani tulp nazywają WL lub Wonderlandem, zaś ja zwę go moim Mentalnym Ogrodem, choć z ogrodem ma tak naprawdę niewiele wspólnego. Świat ten jest duży i rozbudowany, ale kiedy do niego wkraczam, pierwszym miejscem w które wkraczam po otworzeniu drzwi jest „Antykwariat”.
Tam właśnie dziś się udam, tyle tylko, że tym razem zabiorę cię ze sobą na tą małą „przejażdżkę”. Zacznijmy więc od początku.

Najpierw kładę się lub siadam w jakimś wygodnym miejscu. Może to być moje łóżko, fotel, ale nawet krzesło lub podłoga. Zamykam oczy i liczę do piętnastu, następnie przez pewien czas skupiam się na kontrolowaniu oddechu, oczyszczając umysł ze wszystkich innych myśli. Czasem wystarczy kilkanaście sekund, innym razem już na tym etapie rezygnuję z przejścia. Jeśli w głowie kłębi mi się zbyt dużo myśli, nie staram się ich uporczywie odganiać – raczej poświęcam im chwilkę uwagi, mówiąc sobie „Okay, co dalej?” i przechodząc do następnej myśli, następnej sprawy aż w końcu nie ma już nic więcej co zaprząta mój umysł. Kiedy to mi się uda, wizualizuję przed sobą klucz. Spędziłam na jego kreowaniu wiele godzin, tak że jego widok mogę przywołać niemal w każdej sytuacji, mogę go dokładnie obejrzeć pod każdym kątem, wiem jak smakuje kiedy dotknę go językiem, wiem jak pachnie kiedy przyłożę do niego nos. Kiedy klucz widzę już wyraźnie, odwracam się i napotykam drzwi.

Drzwi są proste, wykonane ze sklejki drewnianej pomalowanej na biało – nic antycznego czy kosztownego. Takie same drzwi miałam w pokoju kiedy byłam młodsza. Jedyną zmianą jest ozdobna, kunsztowna klamka w kształcie zawijasa. Klucz idealnie pasuje do dziurki, więc wkładam go, przekręcam i przechodzę dalej.
„Antykwariat” pomimo swojej nazwy, antykwariatem nie jest. A w każdym razie nie do końca. Jest to połączenie kawiarni i księgarni, w której również naprawia się i odnawia zabytkowe woluminy. Panuje tutaj ciepła, przyjazna atmosfera. Powietrze pachnie korzennymi przyprawami i kawą. Lampy dają miękkie, żółtawe światło które rozprasza mrok za oknem, ponieważ w tej części Ogrodu zawsze panuje noc i zawsze jest Zima, niedługo przed Bożym Narodzeniem. Jeśli się odwrócisz, aby spojrzeć na drzwi, przez które właśnie weszliśmy, zobaczysz że nie są takie same z tej strony. Teraz są przeszklone, z dużą poręczą jak w sklepach – za szybą możesz dojrzeć zaśnieżoną Londyńską ulicę oraz przechodzących nią ludzi NPCów bez twarzy. Po twojej prawej stronie znajduje się niewielka wystawa z choinką i czarną tabliczką po której można pisać kredą. Na tabliczce napisane jest „For each coffee, cookie free!”. Po twojej prawej stronie znajduje się dalsza część wystawy prezentująca poukładane na półkach książki – trochę nowości, kilka znanych i lubianych klasyków oraz dwa oprawione w skórę tomiszcza. Przed tobą zaś znajduje się siedem schodków, po których musisz wejść aby znaleźć się na poziomie reszty pomieszczenia. Wchodzimy razem.

Teraz po prawej stronie znajdują się szklane stoliki z krzesełkami, dwa fotele, sofa i stolik do kawy. Zza oparcia fotela odwróconego tyłem do nas widzisz białą czuprynę jakiegoś chłopaka, pogrążonego w lekturze książki. Przy ścianie widzisz kominek, w którym obecnie pali się niewielki lecz wesoły ogienek. Po lewej stronie znajduje się lada – przód z kasztanowego drewna zaś blat z ciemnego, połyskliwego kamienia z białymi żyłkami w środku. Na ladzie stoją cenniki, kubeczki z kawą dla porównania wielkości, szklane tace z przykrywkami wypełnione kruchymi ciasteczkami oraz kilka książek na promocji. Idziesz przed siebie, podczas gdy ja dołączam do chłopaka by zamienić z nim kilka słów. Blat kończy się lodówką z wystawą ciast, na której (oprócz zachęty do kupowania) nalepiona jest czerwona naklejka „homemade”. Podnosisz wzrok od ciast i napotykasz spojrzenie wysokiego, szczupłego mężczyzny, ubranego w garnitur i muszkę o orzechowych oczach i ciemnych, długich włosach, związanych z tyłu w koński ogon.
- Witam. - zwraca się do ciebie w tonie najwyższej uprzejmości. - Czym mogę służyć?

W tym momencie wracam ja. Tłumaczę mężczyźnie, że tylko zwiedzamy i ciągnę cię dalej. Po lewej stronie zaczynają się regały z książkami, po prawej widzisz korytarz prowadzący do pomieszczenia odgrodzonego zasłoną z koralików a dalej także regały. Nie pozwalam ci się zatrzymać przy książkach, idziemy dalej – przed nami z podłogi wyrastają spiralne schody prowadzące zarówno w górę jak i w dół. Po lewej stronie, za schodami znajduje się przejście do pracowni introligatorskiej, gdzie trzymamy najrzadsze egzemplarze. My jednak przechodzimy przez drzwi prowadzące dalej.

Znajdujemy się na zewnątrz, za budynkiem. Tutaj pory dnia toczą się normalnie, jednak miejsce to omijane jest przez wpływ pór roku – przynajmniej najbliższe otoczenie. Mamy kilkadziesiąt metrów kwadratowych równej, przystrzyżonej trawy zaś dalej rozpoczyna się nieprzebyta puszcza. Puszcza ta doświadcza normalnych zmian pór roku, jednak głównie w głębi, nie zaś na obrzeżach. Na północnym zachodzie, tuż przed wejściem do lasu znajduje się sporawy, płaski głaz.

- Tutaj czasem można spotkać Wilczycę, jeśli chce coś zakomunikować lub ty chcesz z nią porozmawiać i masz na tyle szczęścia by chciało jej się cię wysłuchać. - tłumaczę ci. Po prawej stronie znajduje się murowana przybudówka a obok niej otoczony niskim, białym płotkiem niewielki ogródek. Zabieram cię tam, patrząc z dumą na pędy roślin, dopiero wynurzające się z ciemnej, żyznej gleby.

- To mój ogródek. Założyłam go całkiem niedawno, w czasie kiedy ciało musiało przez pięć godzin siedzieć w autobusie. Sama skopałam i użyźniłam ziemię, odgrodziłam działkę, choć najpierw była ona otoczona kijkami i taśmą, taką biało-czerwoną. Prince najwidoczniej musiał dokończyć płotek sam. Będę tutaj hodowała zioła, przydatne na różne schorzenia i dolegliwości. Narazie rośnie tu czystek, mniszek lekarski, mięta, dziurawiec i estragon. - uśmiecham się do ciebie promiennie.

- Na pierwszym piętrze jest salonik, dwie łazienki i cztery sypialnie – jedna należy do Prince'a, druga do mnie, choć zwykle tu nie śpię, trzecia i czwarta to sypialnie gościnne. Johnatan, ekspedient którego poznałeś wcześniej, nie musi spać więc nie ma sypialni. - potem marszczę brwi i spoglądam na małe okienka w budynku, wpuszczone częściowo w ziemię.
- Do piwnicy cię nie zabiorę. Trzymamy tam po prostu nasze rzeczy – artykuły do „Antykwariatu”, ciuchy na lato czy zimę, a Prince ma tam także swój własny zapas alkoholi, głównie whiskey.

Kiedy pytasz czemu nie, wzdycham ciężko.

- Mamy tu lokatorkę na gapę. Jest z nami, bo wrogów trzeba trzymać blisko, a poza tym narobiła zbyt dużo szkód kiedy biegała sobie wolno. Więc wybudowaliśmy loch w piwnicy, zamknęliśmy ją w nim i wyrzuciliśmy klucz. Za każdym razem kiedy schodzę na dół ja lub Prince, stara się nam utrudnić życie jak może więc unikam chodzenia tam jeśli nie muszę. Oprócz nas, mieszkają tu jeszcze dwie osoby. A właściwie jedna osoba i jej smok. Nazywa się Jacky Taylor, jest u nas od niedawna, może miesiąc, może mniej. Kiedyś, kiedy byłam bardzo mała, narodziła się jako moje alter-ego. Potem ją wyprałam, stłamsiłam a niedawno znów się z nią porozumiałam. Kiedyś dzieliłyśmy nasz czas w ciele prawie po równo, teraz mówi że nie jest tym zainteresowana – zbyt dużo się w moim życiu zmieniło. Jej smoczyca, Ayra, jest inteligentną istotą z którą Jacky łączy bardzo specyficzna więź. Mogą sobie nawzajem czytać w myślach, są przyjaciółkami a gdyby jedna zginęła, druga podzieliła by jej los. Tuż po przebudzeniu, Jacky mieszkała w jednej z sypialni gościnnych ale bez Ayry (z którą na początku nie miała kontaktu) czuła się samotna i bardzo się nudziła. Pomogliśmy jej więc ją odnaleźć a ponieważ „Antykwariat” to nie miejsce dla pełnowymiarowego smoka, obie zamieszkały po drugiej stronie puszczy, w odległej krainie gdzie wiodą swój własny żywot.

Poprawiam swoją fryzurę, którą rozwiał mi łagodny powiew wiatru.
 To już chyba wszyscy na początek. Następnym razem opowiem ci o historii naszej i naszego Ogrodu, jeśli oczywiście zechcesz jej wysłuchać. A tymczasem frajwędruj.



P.S. Projekt dla odważnych, którzy dotarli aż dotąd aby wszystko było jasne :)